Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Robert Bernatowicz: obcy nazywają Ziemię planetą bólu i łez

Arkadiusz Gołka
2 lipca to Światowy Dzień UFO. "Gdy odkryjemy prawdę o istnieniu i wizytach obcych, to będzie oznaczać koniec świata jaki znamy" - mówi w rozmowie z nami Robert Bernatowicz, szef Fundacji Nautilus badającej zjawiska paranormalne.

Jest znanym dziennikarzem, ekonomistą, politologiem i... ufologiem. W przerwach pomiędzy komentowaniem w telewizji bieżących wydarzeń politycznych i gospodarczych zajmuje się badaniem zjawisk pochodzących nie z tego świata. W 1995 r. na falach radia Zet rozpoczął serię audycji Nautilus o tej tematyce. Kilka lat później został jednym z założycieli Fundacji Nautilus, której prezesuje. Analizuje ona przypadki niewyjaśnionych zjawisk na całym świecie. Bernatowicz miał też programy o wydarzeniach paranormalnych w radiu TOK FM i radiowej Jedynce. Był również pomysłodawcą telewizyjnego programu "Nie do wiary", popularnego w latach 90.

Od jak dawna zajmuje się Pan badaniem UFO i innych zjawisk nadprzyrodzonych. Czy to wynika z jakiegoś odkrycia, osobistego doświadczenia?

Na początku chciałbym podkreślić, że nienawidzę określeń "nadprzyrodzone" czy "paranormalne". Walczę z nimi. Jestem pewien istnienia zjawisk, które ma Pan na myśli. Są one więc normalne, ale o nich się nie mówi. Można je uznać po prostu za jeszcze niewyjaśnione. Kiedyś ta aura tajemniczości się skończy i ludzkość uzna to wszystko za fakt.

W moim przypadku zainteresowanie UFO wiąże się z bardzo osobistą historią. W 1977 roku, gdy miałem kilka lat, moja już nieżyjąca babcia, stojąc wraz z siostrą obok domu, zaobserwowała potężny obiekt latający o kształcie spodka, który "wisiał" bardzo nisko. Babcia, która była osobą śmiertelnie poważną, opowiedziała mi o tym zdarzeniu, co dogłębnie mną wstrząsnęło. Zauważyłem potem, że wypytywanie o to rodziców czy kogokolwiek, kogo uważam za autorytet, mija się z celem, bo oni nic nie wiedzą. Zmierzyć się z tymi pytaniami mogłem dopiero później, gdy byłem na studiach. Zacząłem czytać różne materiały i książki. A potem było radio Zet i moja audycja "Nautilus", która dała ogromną siłę, jeśli chodzi o możliwość gromadzenia informacji. Później pojawiła się fundacja. Interesuje się już tą tematyką przeszło 30 lat. Po tym czasie jestem już w stanie zaspokoić swój głód wiedzy. Chociaż wiele rzeczy jest dla mnie zagadką, to otworzył się przede mną świat wprost niebywały.

Czy według pańskich badań przypadki lądowania UFO w Polsce są liczne?

One są regularne, ale jednak rzadkie. Trzeba mieć wielkie szczęście, żeby zobaczyć taki obiekt z bliska i jeszcze więcej szczęścia, żeby zrobić mu zdjęcia. Dwa miesiące temu miałem okazję spotkać człowieka, który w Stąporkowie w 2013 roku zrobił niezidentyfikowanemu obiektowi latającemu rewelacyjne zdjęcia smartfonem . Uważam, że należą one do czołówki fotografii UFO na świecie. A wiarygodność tego człowieka uznaję za bezdyskusyjną, nawet nie zamierzam poddawać tych ujęć żadnym analizom pod kątem fotomontażu. Nie potrzebuję tego, bo gdy rozmawiałem z nim twarzą w twarz i patrzyłem mu w oczy, to wrażenie, z jakim ten człowiek opowiadał o całej sytuacji, przebijało wartość jakichkolwiek badań. Po prostu jest pewna bariera, powyżej której w fundacji Nautilus wiemy, że świadek mówi prawdę. A wspomniane zdjęcia zamierzam przedstawić w Los Angeles na wrześniowym kongresie MUFON-u, czyli największej organizacji ufologicznej w USA, z którą współpracuję. Na te spotkania z różnymi zdjęciami i opisami innych przypadków latam do Ameryki regularnie. Ale proszę pamiętać, że trafia do nas niewielki ułamek relacji o spotkaniach z pozaziemską inteligencją.

A ile Nautilus ma zarejestrowanych przypadków lądowania UFO w naszym kraju?

Robimy to na skalę ogólnopolską od 1995 r., więc mamy zarejestrowanych tysiące przypadków.

Są wśród nich "porwania" przez kosmitów? Bliskie spotkania trzeciego stopnia?

Jak najbardziej. Badamy takie przypadki w sposób szczególny. Są takie zdarzenia jak na przykład to w Zdanach z 2006 roku, któremu poświęciliśmy 10 lat analiz. Ale podróżujemy po całym świecie. W tym roku byliśmy w Hongkongu, Japonii, Szwajcarii. Odkąd wiem, że nie jesteśmy sami we wszechświecie, świat się dla mnie
niesamowicie skurczył. Badamy zjawiska niesamowite i przejmujące. Kiedyś ludzkość będzie musiała się zmierzyć z tą wiedzą. I to odkrycie będzie oznaczać koniec świata. Ale nie w sensie apokalipsy i walących się budynków, tylko koniec świata idei. Ludzkość dowie się wtedy, co obcy do nas mówią.

No właśnie, a co według Pana mają nam do przekazania? Czy, tak jak uważa wielu ufologów, mogą nam odpowiedzieć na pytania egzystencjalne: kim jesteśmy, skąd pochodzimy? Twierdzą, że nas stworzyli?

Obcy nie mówią o niczym innym. Jeżdżąc po całym świecie i rozmawiając z ludźmi, którzy mieli z nimi kontakt, ze zdumieniem spostrzegłem, że mają do przekazania te same wiadomości. Jeżeli na przykład jakiś chłop w brazylijskiej dżungli po kontakcie z obcymi opisuje to spotkanie tak samo jak japoński inżynier, to tu nie ma miejsca na wątpliwości. Przylatujący tutaj przedstawiciele pozaziemskich cywilizacji dysponują niesamowicie zaawansowaną technologią i pewnie śmieją się do rozpuku z naszej, ale przede wszystkim mają wiedzę. Nie chodzi o know-how odnośnie techniki budowania bardziej zaawansowanego modelu iPhone'a, tylko wiedzę o duchowości. To jest szok! Oni wraz z rozwojem cywilizacji zaczęli się dowiadywać więcej o duchowości, duszy, Bogu, kreacji czy reinkarnacji i prawach rządzących życiem. Tylko o takich kwestiach chcą nam mówić. Zaś nasza technologia ma dla nich absolutnie drugorzędne znaczenie.

Proszę pamiętać, że cała ludzkość popełniła wielki błąd i przybysze z kosmosu to widzą. Duchowość musi rozwijać się razem z technologią. Jeżeli się je oddzieli, tak jak my zrobiliśmy, kończy się to tragedią. Zmierzamy ku katastrofie.

Erich von Däniken czy Alan Alford w swoich książkach wprost piszą, że ludzie pochodzą od obcych. Że to oni nas stworzyli.

Bo jest to prawda. Pamiętajmy, że są odmienne rasy obcych z różnych galaktyk. Są takie istoty, które znamy z filmu "Bliskie spotkania trzeciego stopnia" Stevena Spielberga, ale są też tacy, którzy wyglądają identycznie jak my. Obcy zresztą sami mówią, że my i oni to jedno. Różnice widać na przykład w długości życia. Niektóre rasy żyją nawet około 1000 lat. Jakieś zdarzenie wieki temu musiało spowodować, że nabraliśmy cech upodabniających nas do swoich stworzycieli. Albo w jakimś sensie jesteśmy nimi. Stanowi to dla mnie wielką tajemnicę. Pomimo całej dynamiki działania fundacji Nautilus nie jesteśmy w stanie przebić tej bariery niewiedzy, ale trzeba próbować. Być może kiedyś ludzkość pozna prawdę.

Ale czy uważa Pan, że wszystkie te rasy mają wobec nas przyjazne zamiary? Czy są jednak cywilizacje nam wrogie i ludzkości grozi z ich strony Armagedon?

Nie, to drugie twierdzenie jest kompletną bzdurą. Rasy które osiągają stopień rozwoju, pozwalający im na podróże międzygwiezdne, są ze sobą w kontakcie. Mają swojego rodzaju porozumienie, zgodnie z którym nie wolno ingerować w inne światy. Chyba, że to, co się dzieje na danej planecie, zagraża innym światom.

Czyli tworzą rodzaj intergalaktycznego ONZ, dla którego nasza planeta jest czymś na wzór małego afrykańskiego państewka?

Tak, to porównanie jest słuszne. Ale trzeba je urozmaicić o element duchowy. Oni mają identyczną duszę jak my, tylko bardziej rozwiniętą. Zarówno nas jak i kosmitów dotyczy reinkarnacja. Oni mogą się wcielać na Ziemi w ludzkie ciała. Teraz będziemy jechać do jednej z takich osób do Szwajcarii, która zdołała udowodnić fakt swojego nowego wcielenia.

A wracając do tematu rzekomego zagrożenia, to żeby wyrzucić wszystkie znane hollywoodzkie produkcje grozy do kosza, wystarczy się rozejrzeć wokół. Jak Pan widzi, nikt nas nigdy nie zaatakował i tego nie zrobi. A ich technika przecież pozwalałaby na zniszczenie nas w ciągu jednego dnia. Ziemia jest zresztą przez obcych nazywana planetą bólu i łez. Oni twierdzą, że to my sami jesteśmy dla siebie zagrożeniem. W fundacji Nautilus mamy prawie 30-letnie doświadczenie rozmawiania z ludźmi, którzy mówią, że spotkali kosmitów. Jeden z najważniejszych elementów weryfikujących prawdziwość ich relacji pojawia się, gdy opisują czym konkretnie zainteresowali się przybysze z gwiazd. Jeżeli ktoś mówi, że zafascynowali się jego nowym telefonem, to taki przypadek przestaje nas interesować. Jest bardzo możliwe, że taka osoba kłamie. Te nasze wszystkie superzaawansowane zabawki są dla nich nieistotnym złomem. Tak samo nasza broń.

Pewnie ufolodzy widzą to tak, jakbyśmy cofnęli się do czasów prehistorycznych i mieli podniecać się maczugą, której używały małpoludy...

Dokładnie tak. Natomiast jeśli ktoś opowiada, że obcych zainteresowały buty albo pasek od spodni, to już zupełnie inna sprawa. Im nie mieści się w głowach, że można żywe zwierzę hodować, zabić je w bestialski sposób, zjeść wnętrze a skórę zamienić w buty. Oni często są zszokowani takimi elementami garderoby albo skórzaną torbą.

A czy pańskim zdaniem rządy światowych mocarstw wiedzą o UFO i ukrywają przed nami prawdę?

Zacznę od lokalnego podwórka. W Polsce w kręgach rządowych nikt się tym nie interesuje. Wypada tu wspomnieć o pułkowniku Ryszardzie Grundmanie, wieloletnim szefie bezpieczeństwa lotów Wojsk Lotniczych i Obrony Powietrznej Kraju, postaci wybitnej. Zbierał przypadki spotkań z obcymi, napisał książkę "UFO w Polsce". Jego archiwum jest porażającym dowodem na prawdziwość tego zjawiska. Jeżeli ktoś kwestionuje raporty wojskowych pilotów, to w ogólnie nie ma z nim o czym dyskutować.

Jeśli chodzi o Amerykanów, to oni wiedzą. Ale nie na poziomie prezydenta USA. Dowody na istnienie obcych zbierają poszczególne jednostki wojskowe. Dwa lata temu w Las Vegas miałem okazję rozmawiać na kongresie MUFON-u z grupą osób, które ostatecznie okazały się... dyrektorami NASA (śmiech). Zapytałem ich zdziwiony, co robią na spotkaniu ludzi, zajmujących się UFO. Popatrzyli na mnie z rozbawieniem i powiedzieli, że gdybym pracował w ich agencji, to też musiałbym tu służbowo być. To obrazuje skalę wiedzy na temat kosmitów. Pytałem ich o amerykański rząd i odpowiedzieli, że historie o tajnych programach badań nad UFO można włożyć między bajki.

Czyli Strefa 51 jako sekretne miejsce badań nad latającymi spodkami to zły trop?

Dwa lata temu dotarłem tam, byłem przy wjeździe. Służby specjalne zarekwirowały mi cały bagaż. Mają tam różne zaawansowane samoloty, ale nie mają żadnego statku kosmicznego, jak wielu twierdzi. Nie wierzę w relacje o katastrofie UFO. Omawiamy tak zaawansowaną technologię, że to nie ma prawa się zdarzyć.

Rozbicie statku kosmicznego w słynnym Roswell to Pana zdaniem bzdura?

To miejsce odwiedziłem cztery lata temu, spędziłem tam szmat swojego życia. Rozmawiałem z mieszkańcami, którzy twierdzą, że coś się tam rozbiło. Zebrałem wiarygodne relacje, ale nie wiem, co o tym sądzić. Mam zwyczajnie w tej sprawie wątpliwości.

Czy jest tak, że UFO odpowiada za całą masę innych zjawisk nie z tego świata, które badacie? Opętania, chupacabrę?

Nie wrzucajmy wszystkiego do jednego worka. Istnieją równolegle. Duchy, reinkarnacja, samospalenia i inne zjawiska spirytystyczne są faktami. Chupacabra też istnieje i ta istota akurat może mieć coś wspólnego z obcymi. Miałem okazję ją badać w Polsce, pod Sochaczewem. Tam naprawdę zjawiło się coś, co wysysało ze zwierząt krew i widzieli to świadkowie. To żadna kaczka dziennikarska.

Spory nacisk kładzie pan na naszą i kosmiczną duchowość. Jest Pan wierzący?

Oczywiście.

To jak Pan godzi chrześcijaństwo z wiarą w reinkarnację i życie pozaziemskie?

Nie mam z tym problemu. Dla mnie jasne jest to, że istnieje dusza i że istniał Jezus. Był on tylko, tak samo jak Budda, Kriszna czy Mahomet, awatarem. Było ich na Ziemi sporo. Są różne ścieżki dojścia do źródła. Nie jest tak, że jedna jest dobra, a inne są fałszywe. Ścieżki pasażerów UFO są po prostu bardziej zaawansowane. W momencie gdy ktoś wejdzie w ten świat, stanie się lepszym chrześcijaninem, buddystą, żydem itd. To jest kwintesencja nauki, którą dostajemy od obcych cywilizacji. Radzą nam one, abyśmy powstrzymali swoją drapieżność i zachłanność. Dlatego postrzegam ufologię jako pewną drogę zen (śmiech). Na początku jest odkrycie, że oni naprawdę istnieją i nas odwiedzają, szok! Pomimo że w telewizji o tym się nie mówi i milczą o tym autorytety. Z czasem wchodzi się w to coraz głębiej i człowiek poznaje siebie. To fascynujące, polecam taką drogę każdemu.

Oczami wyobraźni widzę Pańskich czytelników, którzy czytając ten wywiad pukają się w czoło. Myślą: "facet zwariował". Ale ja uważam, że nie ma nad czym dyskutować. Rzecz najważniejsza i podstawowa w naszym życiu - która powinna się pojawić w głównych wydaniach wiadomości i na czołówkach gazet- jest uważana za fantasmagorię. Znajdujemy się w jakimś teatrze absurdu.

Rozmawiał Arkadiusz Gołka

Obejrzyj wideo: Koniec mrzonek o UFO? Armia odtajnia archiwa, ufolodzy wciąż pytają

Źródło: CNN Newsource/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dolnoslaskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto