Zdecydowanym faworytem meczu była Lechia, ale pierwsze minuty zupełnie tego nie potwierdzały. Owszem, w 8 min strzelał głową Flavio Paixao, ale tak, że Mateusz Lis nie miał najmniejszych problemów, żeby złapać piłkę.
Wisła nie dopuszczała do większego zagrożenia pod swoją bramką, ale też irytować w pierwszych minutach mogły proste błędy techniczne krakowian, przez co tracili piłkę. Gdy już udało się nieco uporządkować grę gościom, zaczęli przenosić jej ciężar bliżej bramki Lechii. Recepta krakowian była prosta. Przejąć piłkę w środku pola i postarać się wyprowadzić szybki atak. I kilka razy zalążki takich groźnych kontr udało się wypracować, choć bez finalizacji. Po 30 minutach meczu można było wspomnieć jedynie o dwóch strzałach Rafała Pietrzaka. Pierwszy, z dalekiej odległości, był groźniejszy, bo piłka minęła cel o centymetry. Druga próba była już z rzutu wolnego z ok. 20 metrów, ale był to w wykonaniu wiślaka już znacznie gorszy strzał.
Mecz był wyrównany, sytuacji bardzo mało, ale Lechia doczekała się w końcu na okazję, którą tak naprawdę sprezentowała jej Wisła. Było podobnie, jak w niedawnym meczu w Zabrzu z Górnikiem. Piłkę w dziecinny sposób stracił na połowie gospodarzy Patryk Plewka. Rywale wyprowadzili błyskawiczny kontratak, zakończony strzałem Filipa Mladenovicia. Więcej przy tym uderzeniu mógł zrobić Mateusz Lis, ale piłka wpadła do siatki i krakowianie mogli sobie w tym momencie mocno pluć w brodę, bo nic do tego momentu nie zapowiadało, że Lechia uzyska prowadzenie. Jeśli jednak robi się liderowi takie prezenty, jak przy tej akcji, to trudno się dziwić, że ten skrzętnie z okazji skorzystał.
Na początku drugiej połowy Wisła strzeliła gola po rzucie rożnym. Konkretnie zrobił to Krzysztof Drzazga. Problem w tym, że był na spalonym i sędzia bramki nie uznał. Od tego momentu wiślacy mieli jednak kilka dobrych minut, gdy przejęli inicjatywę. Brakowało jednak dokładności już w okolicach bramki Lechii. A ta od czasu do czasu potrafiła wyprowadzić groźny atak. Tak jak w 57 min, gdy głową strzelał Flavio Paixao.
Portugalczyk piłkę do siatki posłał kilka minut później po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Sędzia słusznie bramki jednak nie uznał, bo Paixao był na metrowym spalonym.
Do końca meczu Lechia kontrolowała już sytuację na boisku. Nie szukała nawet za wszelką cenę drugiej bramki. Raczej koncentrowała się na tym, żeby nie stracić gola. Wiśle nie można było odmówić chęci, ale brakowało pod bramką gospodarzy zdecydowania, często ostatniego podania, czy zwykłej piłkarskiej jakości. Stąd nie było nawet stuprocentowej okazji na wyrównanie. W całym meczu „Biała Gwiazda” nie oddała nawet jednego celnego strzału. A bez tego trudno mówić o choćby jednym punkcie.
Lechia Gdańsk – Wisła Kraków 1:0 (1:0)
Bramka: 1:0 Mladenović 42.
Lechia: Kuciak – Fila (78 Mak), Nalepa, Augustyn, Mladenović – Łukasik, Kubicki – Michalak (70 Nunes), Makowski, Paixao – Sobiech (85 Arak).
Wisła: Lis – Palcić, Wasilewski, Sadlok, Pietrzak (79 Słomka) – Basha, Plewka (63 Klemenz) – Błaszczykowski, Drzazga (80 Grabowski), Wojtkowski – Kolar.
Sędziowali: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa) oraz Konrad Sapela (Łódź) Dawid Golis (Skierniewice). Żółta kartka: Michalak (19, faul), Mak (90+3, faul) – Sadlok (62, faul). Widzów: 12 557.
Tutaj znajdziesz więcej informacji o Wiśle Kraków
Oglądaj mecze Ekstraklasy na żywo online w Player.pl >>>
Follow https://twitter.com/sportmalopolskaDZIEJE SIĘ W SPORCIE - KONIECZNIE SPRAWDŹ:
Wspaniałe show Harlem Globetrotters w Tauron Arenie Kraków
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?