Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto powinien się zająć psychicznie chorym, niesprawnym człowiekiem?

Magdalena Balicka
Dramat synowej ciężko chorego mężczyzny. Przez kilka dni agresywny 74-latek szalał w domu. Ani pogotowie, ani lekarz pierwszego kontaktu, mimo licznych interwencji, nie pomogli.

Bogdan Świątek z Trzebini jest po dwóch udarach mózgu. Ma sparaliżowaną całą lewą stronę ciała i wiele chorób współistniejących, m.in. nadciśnienie tętnicze, niedokrwione serce i co najważniejsze: zespół psychoorganiczny, który powoduje trwałe odchylenia psychiczne.

- Ma napady agresji. Nie kontroluje swego zachowania - tłumaczy Monika Kupczak, synowa pana Bogdana, która od dwóch lat wraz z 19-letnią córką opiekuje się teściem. Jej horror zaczął się kilka tygodni temu, po drugim udarze mężczyzny. Przed wypisem ze szpitala w Chrzanowie do domu lekarka poradziła jej, by załatwiła mu miejsce w domu opieki, sugerując, że sama nie poradzi sobie z chorym. W ośrodku Pomorzany w Olkuszu pan Bogdan spędził jeden dzień.

- W nocy zaczął krzyczeć. Kazano mi pilnie odebrać teścia - opowiada pani Monika, tłumacząc, że jak twierdzono w Pomorzanach - lekarze chrzanowskiego szpitala nie ustawili mu leków psychiatrycznych, stąd napady agresji.

Sama z problemem

Od piątku do niedzieli przeżyła w domu gehennę ze staruszkiem. - Teść przestał jeść, wypluwał lekarstwa, krzyczał całą noc, a sprawną, prawą ręką i nogą kopał i wymachiwał - opowiada pani Monika. Gdy próbowała przebrać teściowi pampersa, ten wytargał ją za włosy, uderzył w głowę. Zrozpaczona kobieta kilka razy wzywała pogotowie ratunkowe. Nie przyjechało.

- Nie zliczę, ile razy w ciągu weekendu wykonałam telefony pod numer 112. Na pewno kilkanaście - przekonuje. - Dyżurny za każdym razem powtarzał, że napad agresji nie jest stanem zagrażającym życiu - relacjonuje pani Monika, dodając, że odsyłano ją po pomoc do lekarza pierwszego kontaktu. - Dzwoniłam do wszystkich ośrodków zdrowia w okolicy. Nigdzie nie było chętnego do odwiedzin w domu - zaznacza.

W szpitalu na oddziale psychiatrycznym dla jej teścia też nie było miejsca, bo ordynator oddziału w weekend była na urlopie, a dyżurni lekarze zarzekali się, że nie mogą przyjąć pacjenta bez zgody przełożonej. - Jedna z lekarek, gdy płakałam jej do telefonu, powiedziała, bym pokruszyła leki i podała teściowi - opowiada bezradna kobieta. 

- Jak niby miałam podać te leki, skoro teść miotał się i o mało mnie nie zabił - nie ukrywa bezsilności.
W międzyczasie zadzwoniła też do Narodowego Funduszu Zdrowia, opowiadając o sytuacji. - Poinformowano mnie, że skoro chory wymaga stałego podawania leków psychiatrycznych, a dodatkowo może być odwodniony i ma podwyższoną temperaturę ciała, powinien być natychmiast zbadany. Wizyta domowa była jak najbardziej wskazana - przekonuje pani Monika. Uzbrojona w tę wiedzę jeszcze kilkakrotnie dzwoniła do chrzanowskiej przychodni na dyżur weekendowy.

- Lekarka odburknęła, że kontrakt z NFZ na odwiedziny w domu jest już wyczerpany - tłumaczy.
Dopiero w poniedziałek, po trzech nieprzespanych nocach, wykończonej kobiecie udało się umówić płatną wizytę psychiatry w domu. Wcześniej żaden był nieuchwytny. - Pani doktor popatrzyła na teścia i chciała przepisać kropelki uspokajające. Gdy się rozpłakałam i opowiedziałam o horrorze minionego weekendu, pokazałam siniaki, zlitowała się i wypisała skierowanie na oddział wewnętrzny szpitala - opowiada trzebinianka.

Nie mają już siły
Tam pan Bogdan przebywa do dnia dzisiejszego. Za kilka dni ma jednak opuścić szpital. Kobieta boi się, co będzie dalej. By ustawić leki psychiatryczne, potrzeba kilku tygodni. Pacjent musi być obserwowany. Jeśli okaże się, że leki nie działają jak trzeba, lekarze muszą podawać inne. - Dopóki leki nie będą ustawione, dopóty nie będę mogła go oddać do domu opieki - rozpacza pani Monika. Sama nie jest w stanie dłużej opiekować się teściem.

Ania, jej 19-letnia córka także nie sypia w nocy. Pomaga matce. Robi zakupy medyczne, pomaga w codziennej higienie dziadka. Teraz odwiedza go w szpitalu nawet kilka razy dziennie.
Gdy 16 lat temu Monika Kupczak pochowała swego męża, urwał się jej kontakt z teściem. Nigdy zresztą nie byli przyjaciółmi. - Lubił alkohol, nie miał czasu dla bliskich, żona zostawiła go 30 lat temu - opowiada pani Monika. Dwa lata temu siostra teścia, starsza, schorowana kobieta, która mieszka w Świętokrzyskiem, poprosiła ją o pomoc. Nie potrafiła odmówić. - W końcu to rodzina - wyznaje.

Zrezygnowała z pracy zawodowej i przeprowadziła się do mieszkania spółdzielczego teścia w Trzebini. Przestała sobie jednak radzić z opieką nad ciężko chorym mężczyzną.
- Najgorsze jest to, że nikt nie chce mi pomóc, ani medycy, ani domy opieki - żali się.

Są możliwe rozwiązania
Sprawą zainteresowaliśmy Jolantę Pulchną, rzeczniczkę małopolskiego oddziału NFZ. Okazuje się, że są rozwiązania, które mogą pomóc pani Monice i placówki, które mogą przyjąć jej teścia od zaraz. - Jeśli pacjent nie ma ustawionych odpowiednio leków, najlepszy na początek byłby dla niego oddział psychogeriatryczny - tłumaczy Pulchna, precyzując, że to oddział obejmujący diagnostykę i leczenie osób z zaburzeniami psychicznymi, w szczególności zaburzeniami procesów poznawczych, powyżej 60. roku życia.

Do wyboru są dwie placówki: Wojewódzki Szpital Psychiatryczny w Andrychowie przy ul. Dąbrowskiego 19 oraz Szpital Specjalistyczny im. dr. J. Babińskiego w Krakowie przy ul. Babińskiego 29. - Co najważniejsze, aktualnie nie ma osób oczekujących na miejsce w nich, zatem prawdopodobnie pacjenci są przyjmowani na bieżąco - podpowiada Pulchna. "Gazeta Krakowska" przekazała już pani Monice pełną informację z NFZ.

Pytanie tylko jedno: czy żaden lekarz chrzanowskiego szpitala albo ośrodka w Pomorza-nach nie mógł przekazać tych informacji pani Monice i zaoszczędzić jej gehenny?

Gdzie z interwencją?
Małopolski Oddział Wojewódzki Narodowego Funduszu Zdrowia 31- 053 Kraków, ul. Ciemna 6
Dział skarg i wniosków: tel. 12 29 88 303, e-mail: [email protected]. Szczegółowy wykaz numerów telefonów na stronie: www.nfz-krakow.pl.

Rzecznik Praw Pacjenta, ul. Młynarska 46, 01-171 Warszawa
Bezpłatna infolinia: 0 800 190 590 (pn.-pt. w godz. 9-21) 22 833 08 85, 22 635 59 96.

Gdy wzywamy karetkę pogotowia, dzwoniąc pod numer telefonu 112, decyzję o przyjeździe karetki podejmuje dyspozytor przyjmujący zgłoszenie. Pogotowie nie może odmówić przyjazdu w razie stwierdzenia podczas wywiadu stanu zagrażającego życiu lub stanu nagłego mogącego prowadzić do istotnego uszczerbku zdrowia. To jednak dyspozytor - mając odpowiednie kwalifikacje - może ocenić i zdecydować.

Okiem redaktora
Podziwiam panią Monikę. Poświęciła swe prywatne i zawodowe życie dla prawie obcego człowieka. Gdyby była bezduszna, zamiast żebrać o pomoc u lekarzy i kolejny raz wykręcać numer telefonu pogotowia, mogła - słuchając sąsiadów - wypchnąć teścia z mieszkania przed blok i anonimowo wezwać policję. Mężczyzna prawdopodobnie od razu trafiłby do szpitala. Mogła też zwyczajnie trzasnąć drzwiami i zostawić teścia na pastwę losu, samego, informując pomoc społeczną, że ciężko chory człowiek został bez opieki. Tego mają uczyć surowe procedury lekarskie?

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Dziennik Zachodni / Wybory Losowanie kandydatów

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto