Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Oni mają talent: potrafią jednym palcem złamać rękę

Katarzyna Janiszewska
Wojciech Matusik
Potrafią jednym palcem złamać rękę, jednym ciosem zatrzymać akcję serca. Kiedy robią salta, wyglądają, jakby lewitowali. Przeczytaj o zawodnikach Krakowskiej Szkoły WUSHU, którzy dali brawurowy popis swoich umiejętności w programie "Mam talent".

Na początku musimy wyjaśnić sobie jedno: kung--fu to nie jest sztuka walki. To po prostu samodoskonalenie. Jeśli ktoś tańczy, pływa, robi origami albo ażurowe serwetki na szydełku, to właśnie uprawia kung-fu. Ale wushu, o tak, to jest sztuka wojenna. I to jeszcze jaka!
Taki zawodnik wushu mógłby - gdyby tylko chciał - jednym palcem złamać rękę albo jednym ciosem zatrzymać akcję serca. Potrafi założyć taką dźwignię, że nawet największy osiłek mu się nie wywinie. A kiedy robi salta i wyskoki, wydaje się, że prawa grawitacji go nie obowiązują.

Ból, pot i łzy

Michał Adamowicz wygląda niepozornie: ma 165 cm wzrostu, waży 60 kg. Ale gdy przyjrzeć się bliżej, widać, że biją od niego niesamowita energia, charyzma i zdecydowanie. Dlatego skojarzył mi się z panem Wołodyjowskim z ,,Trylogii": mały rycerz o wielkiej odwadze. Michał (Adamowicz, nie Wołodyjowski) ma 32 lata, ale wygląda dużo młodziej. Od 21 lat trenuje wyczynowo wushu (codziennie po trzy godziny, a przed mistrzostwami - osiem).

Krakowskie Las Vegas

- Treningi to ból, pot i łzy - przyznaje. - To sport dla osób wytrzymałych, ślepo zapatrzonych i oddanych. Rozciąganie jest nieprzyjemne, zdarzają się kontuzje. Ja miałem wypadki chyba z każdą bronią, z jaką ćwiczyłem: połamane ręce, żebra. Ale kiedy już złapie się bakcyla, wciąga jak narkotyk. Teraz jeśli Michał nie poćwiczy, robią mu się zakwasy, czuje się, jakby złapał grypę. Wystarczy trochę pompek, brzuszków, biegania i jest jak nowo narodzony.

- Nawet na rolkach nie jeżdżę jak człowiek - mówi. - Żona śmieje się, że ścigam się sam z sobą. Współzawodnictwo wchodzi w nawyk. To nie sztuka pokonać kogoś, sztuka pokonać siebie.
Miecze, halabardy, łańcuchy, włócznie, kije, szable, a do tego efektowne kopnięcia, salta, przewroty, wyskoki, ciosy, rzuty - to właśnie wushu. Jest najstarszą dyscypliną sportu. Wszystko zaczęło się w 495 roku w Chinach. Budda Bodhidharma, przyglądając się słabym mnichom z klasztoru Shaolin, obserwując zwierzęta i przyrodę, stworzył nową sztukę walki. Z czasem mnisi osiągnęli perfekcję w posługiwaniu się własnym ciałem, techniki były stale udoskonalane. Tak powstał styl Pijanego Mistrza, Długiej Pięści czy styl Pięciu Zwierząt: Małpy, Modliszki, Żmii, Żurawia i Tygrysa. Były na tyle niebezpieczne, że przez długi czas zakazane. Znali je tylko cesarscy "ochroniarze" i mnisi z wybranych klasztorów. - Dawniej zawodnicy walczyli na palach wbitych w ziemię - opowiada Michał. - W dole były noże. Kto spadał, wiadomo, przegrywał. To dokładnie ta sama dyscyplina, którą trenował Bruce Lee. Wcale nie był najlepszy, ale bardzo medialny i dlatego się wybił - dodaje.

Technika Eksplodującego Serca

W jednej z ostatnich scen filmu Quentina Tarantino "Kill Bill" Uma Thurman - mistrzyni kung-fu - zadaje straszną śmierć niewiernemu ukochanemu. W odpowiedniej kolejności, szybkim ruchem, dotyka pięciu punktów jego ciała. Dawid Caraddine wstaje, przechodzi kilka kroków i pada martwy. To technika Pięciu Kroków Eksplodującego Serca. Trochę naciągana hollywoodzka fikcja, ale…
- Potrafię jednym palcem złamać rękę w nadgarstku - twierdzi Michał. - Faceta, który waży 100 kilo, podrzucam na treningu jak piórko.

Mogę odpowiednią dźwignią unieruchomić każdego, nawet większego od siebie - zapewnia. - No i jest jeszcze to legendarne uderzenie śmierci - śmieje się. - A tak naprawdę, znając anatomię człowieka, jednym ciosem w odpowiednie miejsce można zabić. Dla osoby z wykształceniem medycznym to żadna tajemna wiedza, jak doprowadzić do uszkodzenia organów wewnętrznych, do zatrzymania akcji serca. Dlatego Michał nie każdemu zdradza tajniki niebezpiecznych technik. Sam też unika sytuacji konfliktowych. - W takich przypadkach wolę nawet przejść na drugą stronę ulicy, żeby nie prowokować - mówi. - Ogranicza mnie świadomość tego, jaką krzywdę mogę zrobić. To ogromna odpowiedzialność. Zgodnie z prawem jestem traktowany jak osoba uzbrojona. Dam komuś w twarz, a oskarżą mnie o napad z bronią w ręku.

Michał ma na swoim koncie brązowy medal na mistrzostwach Europy, jest 28-krotnym złotym medalistą mistrzostw krajowych i międzynarodowych, 12 lat z rzędu zdobywał tytuł mistrza Polski. W 2008 r., po kontuzji barku, skończył ze sportem wyczynowym. W przeszłości zdarzało mu się używać nabytych umiejętności na ulicy. Kiedyś, dawno temu, jak jeszcze był mały, wybił koledze zęby i połamał ręce. - Nigdy nie szukałem zadym, lecz czasem nie miałem wyjścia - przekonuje. - Jestem niepozorny i ciągle ktoś chciał się ze mną bić. Wracamy kiedyś z kolegami z zajęć w zakonie bractwa rycerskiego. W torbach mieliśmy maczety, miecze. Podchodzi do nas grupka chłopaków i wyjmują noże. No to my wyciągamy nasz sprzęt: maczety, miecze. Nie chcieli stanąć z nami w szranki, wszyscy pouciekali.

Tańcowały dwa Michały

Razem z Adamowiczem w telewizyjnym show występuje 17-letni Michał Frosik. Chłopak trenuje od 11 lat. Jak był mały, marzył, aby tańczyć break dance. Ale ostatecznie postawił na sport. - Zawsze trochę dokazywałem, uciekałem rodzicom, taki wariat byłem - opowiada. - Wushu od razu mi się spodobało. Fajna jest różnorodność, to, że można się bawić tym sportem. Każdego cieszy, gdy się czegoś nauczy, a tu non stop robimy coś nowego. Dla mnie to po prostu styl życia, coś, co mnie pochłania bez reszty. Nie wyobrażam sobie, żebym kiedyś przestał ćwiczyć.

Jest przeciwieństwem swojego trenera: małomówny, skryty, trochę nieśmiały. Chodzi do szkoły mistrzostwa sportowego. W tym roku zdaje maturę. Trudno mu pogodzić wszystkie obowiązki: naukę, treningi do mistrzostw świata w Singapurze i przygotowania do występu. Czasu wolnego już nie zostaje. Przybyło mu za to spore grono wielbicielek. - No tak, po programie dziewczyny mówiły, że super, że fajnie skaczę i że te akrobacje są ekstra - przyznaje z ociąganiem. - Podoba im się, bo to bardzo dynamiczny sport.

Nasi księża z kalendarza

Michał Frosik jeszcze nie wie dokładnie, co będzie robił w życiu. Na pewno nie zostawi wushu. Ponieważ ze sportu nie da się wyżyć, marzy, by studiować stomatologię na Uniwersytecie Jagiellońskim. A jak nie leczenie zębów, to fizykoterapia na AWF. Za to Michał Adamowicz próbował już chyba wszystkiego. Nie lubi siedzieć w miejscu ani zamykać się w jednej dziedzinie. Najpierw więc zdobył kwalifikacje ratownika medycznego i przez trzy lata jeździł w karetce. - To piękny zawód, lecz kiepsko płatny - mówi dziś. Poszedł więc do Wyższej Szkoły Zarządzania i Bankowości. Pracował w banku jako specjalista ds. kredytów. - Nie wyciągałem od ludzi pieniędzy, a tam chodziło o wynik, więc nie popracowałem długo - tłumaczy.

W 2003 r. założył Krakowską Szkołę Wushu, której oddał całe serce i podporządkował wszystkie
działania. Żeby profesjonalnie zajmować się klubem, skończył zarządzanie kadrami.
Jeździ na pokazy po całej Polsce: bankiety, otwarcia marketów, targi tańca. A jakby tego było mało, jest też kaskaderem. Występuje w serialach "Detektywi" i "W11", a niedługo zagra w horrorze 3D.
- W przedszkolu nauczycielka robiła z dziećmi ankietę o tym, jak pracują ich rodzice - opowiada Michał. - Akurat tak się złożyło, że kilka dni wcześniej zabrałem syna na plan zdjęciowy. Dublowałem jakąś aktorkę. No więc Kuba powiedział pani, że jego tata zakłada perukę i jeździ nocą na pokazy... Zostaliśmy wezwani do dyrekcji i musieliśmy się gęsto tłumaczyć - śmieje się.

Mają talent

Chłopaki przyznają, że zdarzały im się chwile zwątpienia. - To deprymujące, kiedy wkładasz w coś mnóstwo wysiłku, a nie jest to doceniane - zauważa Adamowicz. - Nigdy nie miałem sponsora, gratyfikacji za medale. Człowiek nie widzi wtedy sensu swojej ciężkiej pracy. Frosik: - To czysta głupota, że wszystkie pieniądze idą na piłkę. Niesprawiedliwe i niepoważne. Tam nie ma żadnych efektów, a my mamy się czym pochwalić. Dlatego postanowili pokazać się w telewizji. - Klubu nie stać na reklamę - przyznaje Michał. - A mnie zależy, żeby wypromować ten sport i szkołę. W Słomnikach, gdzie mało się dzieje, zainteresowanie treningami jest ogromne. W Krakowie mamy masę atrakcji, choćby wyjście na Rynek na piwo. Niewiele dzieciaków do nas przychodzi. To smutne.
W programie "Mam talent" chłopaki dały brawurowy popis swoich umiejętności. W sobotę powalczą o finał. Zapowiadają, że kolejne show będzie jeszcze bardziej porywające i… niebezpieczne. Wszystko może się zdarzyć. - Jak coś nie wyjdzie, to nabiję się na włócznię albo wybiję sobie oko - opisuje obrazowo Adamowicz. - Ostatnio na treningu Michał tak wywijał mieczem, że prawie odciął mi palec. To będzie walka jak w filmie "Przyczajony tygrys, ukryty smok". Tylko że w tempie, bez dubli i ustawek pod kamerę.

Polecamy w serwisie kryminalnamalopolska.pl:**Ukradł kartę bankomatową z portfela i wypłacił całą kasęMaciej Szumowski stał się legendą. Idź jego drogą.**Wejdź na szumowski.eu
A może to Ciebie szukamy? Zostań**miss internetu**województwa małopolskiego

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jaga i Śląsk powalczą o mistrza!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto