Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Polskie ofiary pożarów w Grecji. Prokuratura sprawdza, czy musiało do tego dojść

Bogumił Storch
Zdjęcia dzięki uprzejmości grupy facebookowej: Grecja: Podróże, noclegi, ciekawostki ©Grecja: Podróże, noclegi, ciekawostki
Zdjęcia dzięki uprzejmości grupy facebookowej: Grecja: Podróże, noclegi, ciekawostki ©Grecja: Podróże, noclegi, ciekawostki
Po tym, jak ujawniliśmy okoliczności, w jakich w nocy z poniedziałku na wtorek doszło do śmierci podczas pożaru w greckim kurorcie 9-letniego Kacpra Korzeniowskiego z Wysokiej k. Wadowic, prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci.

Przypomnijmy. Dwoje Polaków: matka i 9-letni syn, mieszkańcy miejscowości Wysoka k.Wadowic, przebywali na wakacjach organizowanych przez poznańskie biuro podróży Grecos. Oboje utonęli podczas ewakuacji z hotelu w związku z trwającymi w Grecji pożarami. Byli w łodzi, która zatonęła w pobliżu miejscowości Mati.

W środę rodzina ofiar, przebywająca obecnie w Atenach, miała zostać przesłuchana. Wcześniej przez ponad dobę - jak mówi nam Jarosław Korzeniowski, mąż i ojciec ofiar - nikt się nimi nie interesował.

- Oni mogli przeżyć, ale nikt nie przybył na ratunek. Żona dryfując z dzieckiem na łódce, przez 1,5 godziny rozmawiała przez telefon z moim bratem w Polsce, błagając o pomoc. Nie doczekała się jej. Nie było też żadnej ewakuacji, tylko paniczna ucieczka, wcześniej lekceważono zagrożenie - mówią mąż i ojciec ofiar.

Mają ogromny żal do greckich służb oraz pracowników greckiego hotelu, a także do biura turystycznego z Poznania. - Pomocy żadnej nie było, przyszła dopiero po trzech godzinach, już po pożarze, jak się uspokoiło - dodają.

**Czytaj także:

Dramatyczna relacja mężczyzny, który stracił żonę i dziecko w Grecji

**

We wtorek wieczorem udało się nam skontaktować z Jarosławem Korzeniowskim, którego żona Beata i 9-letni syn Kacperek zginęli w Grecji. Byli na wakacjach w hotelu Ramada w miejscowości Mati, niedaleko Aten.

- Proszę o pomoc władze Polski. Nie wiem, co mam dalej robić. Zostaliśmy tu sami - mówił nam zrozpaczony.

Zdążył już do niego dolecieć z lotniska w Balicach brat Adrian, ale bracia potrzebowali pomocy przy formalnościach, związanych m.in. z transportem ciał do Polski. Przebywali wtedy już w innym hotelu w Atenach z grupą ok. 30 Polaków, m.in. mieszkańców Knurowa i Rudy Śląskiej.

- Potrzebują też lekarza, bo część z nich jest mocno podtruta i wymiotuje, a od czasu jak nas przywieziono w to miejsce nikt się tu nie pojawił, a minął już przecież cały dzień, dali nam tylko panią psycholog z ambasady, ale ona niewiele może przecież zrobić - dodał Adrian Korzeniowski.

Sytuację, w której znalazła się rodzina z Wysokiej pod Wadowicami oraz inni polscy turyści, nagłośnili dziennikarze, w tym jako pierwsza Gazeta Krakowska. Dopiero wtedy coś się ruszyło.

- Zajmujemy się tą sprawą - powiedział nam w środę Zbigniew Piątek, zastępca prokuratora rejonowego z Wadowic. Po dalsze wyjaśnienia odesłał nas do Krzysztofa Dratwy z krakowskiej prokuratury okręgowej, który potwierdził, że wszczęto śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Dodał, że możliwa jest zmiana kwalifikacji sprawy lub jej rozszerzenie. Sprawdzane będą m.in.okoliczności zorganizowania wyjazdu turystycznego bez sprawdzenia bezpieczeństwa.

Jak ustaliliśmy, w tej sprawie polscy śledczy skorzystają z międzynarodowej pomocy prawnej. Chodzi m.in. o protokoły sekcyjne. W Polsce zabezpieczone natomiast zostaną dokumenty związane z wyjazdem, przesłuchani zostaną jego organizatorzy, a także członkowie rodziny ofiar.

Bracia Korzeniowscy w rozmowie z reporterem "Krakowskiej" przyznali, że obawiają się prób zatuszowania zaniedbań przez organizatora turnusu i greckie służby.

- Niech zajmie się tym polski prokurator i polska policja, powinny być już tu nam miejscu, inaczej winni unikną kary - przekonywali.

Za nieumyślne spowodowanie śmierci grozi kara więzienia od 3 miesięcy do 5 lat. Na razie jednak śledztwo prowadzono jest, co podkreślają prokuratorzy, "w sprawie" a nie "przeciw komuś".Oznacza to, że formalnie podejrzanych o ewentualne zaniedbania nie ma.

- Nie czujemy się winni, przecież śledztwo prowadzone jest w sprawie, a nie przeciw nam i będziemy współpracować z prokuraturą - powiedział nam w środę po południu Adam Górczewski, rzecznik prasowy poznańskiego biura turystycznego Grekos.

- Zarzutów stawianych nam w mediach przez część uczestników wycieczki nie chcę komentować, zapewniam jednak, że wszystkim udzielamy wszelkiej możliwej pomocy w tej trudnej sytuacji i jest nam bardzo przykro z powodu tragedii, które spotkała pana Jarosława. Zaznaczę, że to my, wraz z firmą ubezpieczeniową, a nie ambasada RP, zapewniła im psychologa. Na miejscu pomaga uczestnikom wycieczki także nasza rezydentka - mówi Adam Górczewski.

W środę do kraju wróciło 30 polskich uczestników wycieczki z tego biura, ale to grupa, której już wcześniej skończył się turnus. Do tej pory nie można było ich przetransportować na lotnisko. Z grupy, w której była rodzina Korzeniowskich, do środy do godz. 16 nikt nie wrócił do Polski.

- Nie wyrazili takiej chęci, chcą zostać do końca turnusu, przebywają w innym hotelu w Atenach, gdzie nic im nie grozi. Sytuacja rodziny ofiar jest inna, w tym wypadku muszą czekać na transport zwłok - wyjaśnia rzecznik biura turystycznego.

WIDEO: „Piekło trwało około godziny”. Świadkowie pożaru pod Atenami opowiadają, co przeżyli

Źródło: Associated Press

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto