Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Regulice. Przejechał świat bez kolizji

Magdalena Balicka
Jan Baran z Regulic z dyplomami dla wzorowego kierowcy
Jan Baran z Regulic z dyplomami dla wzorowego kierowcy Magdalena Balicka
81-letni Jan Baran z Regulic zjechał autobusem i tirem cały świat, nie dostając mandatu. W Iranie żołnierze przystawiali mu karabin do głowy, a w Turcji na jego oczach ginęli koledzy...

Całe życie spędził za kółkiem dużych wozów. Najpierw woził pasażerów PKS-ami z Oświęcimia po całej Polsce, potem przesiadł się do tirów, przewożąc towary do najodleglejszych zakątków świata. Jan Baran z Regulic pod Alwernią może poszczycić się imponującą kolekcją odznaczeń i dyplomów za bezkolizyjną i długoletnią jazdę. W sumie przejechał 3,5 mln km, czyli jakby pokonał równik Ziemi prawie 90 razy.
Złoty Krzyż zasługi odebrał nawet z rąk władz Międzynarodowej Organizacji Transportowej z siedzibą w Genewie. 81-latek przyznaje, że choć kochał swoją pracę, nieraz o mało nie przypłacił jej życiem.

Cały świat zza szyby tira
- Zaczynałem w latach 60. ubiegłego wieku, gdzie samochody osobowe były rarytasem i większość ludzi podróżowała autobusami - wspomina pan Jan. Przyznaje, że podobnie jak dziś, pasażerowie byli różni. Obok kulturalnych i spokojnych zdarzali się też i chuligani popijający alkohol na tylnym siedzeniu.
- To były ciężkie czasy, więc jak nadarzyła się okazja, zmieniłem pracę i zacząłem jeździć tirami - opowiada mężczyzna.

Zwiedził całą Azję, Afrykę i Europę ze Skandynawią i krajami śródziemnomorskimi na czele.
- Najczęściej bywałem w Iraku i Iranie, gdzie woziliśmy materiały budowlane. Do Włoch woziłem koninę i wołowinę, głównie na ubój - opowiada pan Jan. Nigdy nie zapomni jednej z wypraw do Iranu, gdzie na stacji benzynowej miejscowy przyłożył mu do skroni karabin. - Choć w baku mego wozu mieściło się tylko 500 litrów, on kazał zapłacić za 700 i tyle wpisał do rachunku - wspomina pan Jan, dodając, że po powrocie do kraju miał problem, by wytłumaczyć szefostwu, że mu grożono i to nie on sprzedał benzynę. Musiał podpisać specjane oświadczenie w tej sprawie.
Przygody były także w Turcji, Syrii czy byłym Związku Radzieckim.

Turecki żółw trafił do zoo
- W Turcji, jadąc przez wysokie góry wąwozami, widziałem, jak w przepaści giną koledzy w innych tirach. Spadali w przepaść, bo nie wyrabiali na oblodzonej nawierzchni - opowiada mężczyzna. Także w Turcji, ale w ciepłej porze, natknął się na trasie na wielkiego żółwia.
- Akturat robiłem sobie przerwę, gdy podszedł do mnie duży niczym dorodna dynia zwierz. Zabrałem go do pojazdu i przywiozłem do domu. Dzieci dały mu na imię Walercia. Żył z nami wiele miesięcy - opowiada mężczyzna, dodając, że to były czasy, gdy nikt nie mówił o przemycie egzotycznych zwierząt. Walercia nie wytrzymała srogiej zimy i zdechła. Potem pan Jan przywiózł z Turcji kolejnego żółwia, którego przekazał już do krakowskiego zoo.

- Jadąc przez pustynię Sahara, musieliśmy bardzo uważać na skorpiony. Były dosłownie wszędzie - opowiada były kierowca, dodając, że każdego poranka, ubierając buty, musiał zaglądać, czy nie schował się tam jadowity intruz. - Koledzy otaczali skorpiony płonącym kręgiem i patrzyli, jak wbijają sobie żądło w głowę - opowiada pan Jan, dodając, że potem zatapiali zwierzęta w masę z żywicy i zaschnięte przywozili do domów jako pamiątkę.
- Nigdy nie zapomnę zimy w Iranie, gdy zaskoczyły nas minus 42 stopnie Celsjusza. Gorzej niż na Syberii- wspomina.

Będąc na granicy w Bułgarii przeżył zawał serca.
- Wyjechałem w dniu ślubu własnej córki. Chyba emocje dały o sobie znać, bo nie przejechałem granicy o własnych siłach. Pogranicznicy wezwali pogotowie, które dotarło do mnie dopiero po godzinie. Cudem przeżyłem - opowiada, dodając, że podczas tamtego wyjazdu zmagał się także z ostrym zapaleniem węzłów chłonnych.

Łakocie z dalekich krajów
Były jednak i dobre, miłe strony wyjazdów. - W czasach, gdy na półkach w polskich sklepach był ocet, a ubrania i kosmetyki sprzedawano pod ladą, moja żona Irena nosiła tureckie jedwabie, kożuchy, arabskie suknie i biżuterię. Nie brakowało też łakoci dla dzieciaków. Od małego znały smak bananów, pomarańczy i najlepszych czekolad - przyznaje otwarcie pan Jan.

Praca za kierownicą pozwoliła mu szybko wybudować dom z ogrodem. Oprócz korzyści majątkowych zwiedził też kawał świata i nauczył się trzech języków obcych: angielskiego, niemieckiego i rosyjskiego. - We Francji się wprawdzie urodziłem, ale jakoś trudno mi pojąć tę mowę - uśmiecha się mężczyzna.
- Choć wielu znajomych zarzuca mi, że na pewno pomogła mi partia, ja z czystym sumieniem potwarzam, że nie należałem do niej. Rodzina żony była bardzo "kościółkowa". Wyklęliby mnie i wyrzucili z domu, gdybym wstąpił do popleczników Lenina - śmieje się Jan Baran. Bez skromności podkreśla, że był wzorownym kierowcą i dlatego ceniono go w pracy.

- Przez czterdzieści lat nie spowodowałem ani jednej kolizji. Nie otrzymałem mandatu ani punktu karnego. Nigdy nie wsiadłem za kółko po alkoholu - podkreśla z dumą.
Cieszy się, że jego zaangażowanie było doceniane. Ściany jego domu zdobią liczne medale i dyplomy. Wszystkie oprawione w złote ramki. Najcenniejszy ten z Genewy. - Otrzymują go tylko ci, którzy przejechali 3,5 mln km bez kolizji - podkreśla były kierowca, przyznając jednak, że przez ciągłe wyjazdy ucierpiały niestety kontakty z bliskimi.
- Choć dzieciaki miały wszystko, a nawet więcej, nie było mnie przy nich. Nic dziwnego, że więź nie jest dziś taka mocna, jak sobie wymarzyłem- zamyśla się pan Jan. Cieszy się jednak, że żona wytrzymała z nim 58 lat.

Ze smutkiem słucha doniesień o kolejnych wypadkach z udziałem kierowców. - Nie mogę zrozumieć, gdy człowiek wsiada za kółko po pijaku albo jedzie bez odpoczynku przez kilkanaście godzin. Naraża siebie, ale przede wszystkim innych uczestników ruchu drogowego na śmierć - denerwuje się na samą myśl. Uważa, że powinny być bardziej restrykcyjne kary dla piratów drogowych.
Dziś 81-letni emeryt nadal prowadzi samochód, tyle że osobowy.
- Słuch, wzrok i refleks jeszcze nie są najgorsze. Jeżdżę jednak tylko na niedalekich trasach i bardzo ostrożnie - zaznacza mieszkaniec Regulic. - Już dość się najeździłem.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto