Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Student medycyny, przyszły lekarz niesie pomoc i serce dla ubogich

Halina Gajda
Halina Gajda
Kacper Dziedzic: z wyjazdami misyjnymi jest jak z ulubionymi potrawami, jeśli posmakują to sięgamy po nie kolejny raz
Kacper Dziedzic: z wyjazdami misyjnymi jest jak z ulubionymi potrawami, jeśli posmakują to sięgamy po nie kolejny raz fot. Archiwum Prywatne/Kacper Dziedzic
Rozmawiamy z Kacprem Dziedzicem, studentem medycyny rodem z Lipinek, świeckim misjonarzem, który niedawno wrócił z Jamajki.

Był Madagaskar i wyjazd na misję charytatywną, gdzie potrzebny był sprzęt. Teraz Jamajka. To naturalna kolej rzeczy w świeckim misjonarstwie czy po prostu potrzeba serca?
Myślę, że obydwie rzeczy na raz. Z wyjazdami misyjnymi jest jak z ulubionymi potrawami, jeśli posmakują, to sięgamy po nie kolejny raz. Podczas jednej z wizyt u księdza biskupa Jana Piotrowskiego w Kielcach, w rozmowie wyszedł temat Jamajki. Diecezja kielecka pomaga tam od wielu lat, rozwija placówkę misyjną, a ostatnio wybudowała część okulistyczną w Maggotty, czyli miejscu, w którym od wielu lat ksiądz Marek Bzinkowski, Marta Socha oraz siostry sercanki pomagają Jamajczykom, szczególnie jeśli chodzi o edukację, zdrowie, czy potrzeby społeczne - powstają tam domy dla szczególnie potrzebujących. Ksiądz biskup wspomniał, że w jednej z parafii udało się zebrać okulary, a teraz dobrze byłoby je posegregować i zawieźć. Zrobiłem szybką kalkulację w głowie. Pomyślałem, że skoro mam na wakacjach miesiąc do zagospodarowania, to dlaczego nie zrobić czegoś pożytecznego. U studentów często bywa tak, że łatwiej dać swój czas niż pieniądze, dlatego dosyć łatwo zdecydowałem się na wyjazd. Postanowiliśmy przewieźć w bagażu rejestrowanym ponad 300 sztuk okularów. I udało się! W trakcie przygotowań do wyjazdów w salonie optycznym odbyliśmy szkolenie w dobieraniu okularów do bliży, jak i do dali, oznaczaliśmy dioptrie w tych, które mieliśmy zabrać na Jamajkę i 6 sierpnia tego roku wylądowaliśmy na Karaibach!

Sądzę, że Pana Jamajka to nie jest ta sama z piosenki - kryształowe morze, słońce, laguna, złoty piasek, wszędzie miłość i sielanka...
Yeah Man - tak by odpowiedział Jamajczyk na to pytanie. Gdy wyjedziemy poza kurorty i miejsca znane z folderów biur podróży, obraz miejsca jest inny. Jamajka to druga pod względem ubóstwa wyspa na Karaibach. Owszem w miastach są markety, lepsze budownictwo. Na wsiach domy są raczej skromne. Jedna czy dwie sypialnie dla wieloosobowej rodziny, kuchnia na zewnątrz, aby w środku było więcej miejsca. Toaleta wewnątrz też jest rzadkością. Bieda nie zmienia jednak nic. Żyją tam fantastyczni ludzie, którzy mają swoje marzenia i je realizują.

Klimat...
Gorąco. Często żartowaliśmy, że w niebiosach zapomnieli przykręcić kaloryfery, bo o siódmej rano pot ciekł z nas strumieniami. Na pytanie o godzinę, można było odpowiedzieć, który podkoszulek ma się na sobie. Pierwszy, drugi, trzeci...

A dzień pracy?
Byłem z koleżanką Wiktorią Przemyską ze Starej Słupi, również studentką medycyny. Rano, około szóstej otwieraliśmy bramę przychodni przy placówce misyjnej. Przez pierwszą godzinę rejestrowaliśmy pacjentów. Czasami prosiliśmy, aby napisali swoje imię i nazwisko, bo nie wiedzieliśmy, jak je zapisać. Język na Jamajce to odmiana angielskiego i w formie pisanej jest bardzo podobny, jednak różnica jest w wymowie. Potem wykonywaliśmy proste czynności pielęgniarskie: mierzyliśmy ciśnienie, badaliśmy poziom cukru, powadziliśmy wywiad z pacjentem oraz przekazywaliśmy pacjenta do lekarza, który był tam dwa dni w tygodniu. W inne dni, gdy go nie było, to siostry zakonne służyły nam swoją wiedzą, gdy nasze umiejętności medyczne były niewystarczające. Klinika. Prócz kontaktu z lekarzem gwarantowała otrzymanie leków, a także domowe wizyty dla najbardziej schorowanych pacjentów. Poza tym składaliśmy szafki, rozładowywaliśmy kontenery z nadesłanymi darami, jeździliśmy po wioskach. Robiliśmy wszystko, co było konieczne.

Jak Was odebrali Jamajczycy? Wiedzieli, gdzie jest Polska na mapie ?
Gdy przedstawialiśmy, skąd jesteśmy, oczywiście mówiłem, że z Polski, natomiast szybko dodawałem, że jest to państwo w środku Europy. Nie chciałem ich kłopotać, a z drugiej strony nie uważam, że Jamajczycy mają obowiązek wiedzieć, gdzie Polska leży. Ciekaw jestem, jakby ten sam test wiedzy wypadł wśród Polaków? Muszę przyznać, że Jamajczycy odebrali nas raczej pozytywnie, nie czułem się wśród nich wyobcowany. Szczególnie dzieci z chęcią się z nami integrowały, często rzucały nam się na szyję, wygłupialiśmy i po prostu spędzaliśmy czas razem. Wiele razy przekonaliśmy się, że jest to muzykalny naród. W końcu to stolica reggae! Dla mnie Jamajczycy są mieszanką ludzi dobrej woli, którzy ze względu na sytuację, w której się znaleźli, czasami sięgają po nie najlepsze rozwiązania, które są efektem ich problemów, a nie przyczyną.

Teraz jest Pan na studenckiej wymianie w Weronie, we Włoszech.
Zgadza się. Szlifuję język, zwiedzam kraj, a przede wszystkim uczę się, że ten „obcy” człowiek, wyglądający inaczej, mający swoje własne spojrzenie na świat jest całkiem podobny do mnie.

Gdzie Pana serce poniesie kolejnym razem?
Nie chcę jechać na misje dla zasady. Chcę jechać do miejsca, w którym moje umiejętności medyczne, w dalszym ciągu raczej skromne, mogą się przydać. Wyjazd na misję i wydawanie pieniędzy na jej koszty tylko po to, by mieć bogatsze CV, to nie mój świat. Oczywiście, mam potrzebę poznawania różnych zakątków świata. Jeśli jednak w danej placówce byłbym mało użyteczny, to wolę, żeby te pieniądze zagospodarowała jakaś fundacja. Jeśli dzisiaj miałbym powiedzieć czy gdzieś za rok pojadę, to moja odpowiedź brzmi: nie wiem. Myślę, że za rok chciałbym zrobić coś użytecznego, aczkolwiek nie będę forsował tej myśli w imię idei.

Jedna niesamowita rzecz?
Historia z okularami. W pierwszym tygodniu po przyjeździe zastanawialiśmy się, jak „zagospodarujemy” te trzysta par okularów, które przywieźliśmy. Nie chcieliśmy sytuacji, gdy ktoś, kto ich bardzo potrzebuje i długo na nie czekał, nie otrzyma ich. Pamiętam, że rozmawialiśmy o tym w pierwszy czwartek po przyjeździe. Następnego dnia, dotarł do nas kontener z darami - była to regularna dostawa z fundacji Food for the Poor a w środku... 19 paczek z okularami do czytania, a tych najbardziej potrzebowaliśmy! Wszystkie nowe! Radość, gdy dzięki okularom, ktoś potrafił przeczytać druk w śpiewniku, mógł się przeglądnąć w lustrze, czy po prostu łatwiej wykonywał codzienne czynności, była naprawdę wielka!

WIDEO: Barometr Bartusia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Student medycyny, przyszły lekarz niesie pomoc i serce dla ubogich - Gazeta Krakowska

Wróć na gorlice.naszemiasto.pl Nasze Miasto