Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

TOPR w wakacje nie próżnuje

Edyta Tkacz
Dziennikarka Edyta Tkacz z ratownikiem Marcinem Witkiem sprawdzają prognozy pogody w górach
Dziennikarka Edyta Tkacz z ratownikiem Marcinem Witkiem sprawdzają prognozy pogody w górach Halina Kraczyńska
Jeden dzień z życia ratowników TOPR w czasie wakacji to nie tylko walka o ludzkie życie, ale także zmagania się z wiecznie narzekającymi turystami. To także sprzątanie i remonty.

Na dyżurze czasem trzeba komuś uratować życie, a czasem sprowadzić turystę z banalnie łatwego szlaku, a czasem wysłuchać pretensji, że w Tatrach kamienie na ścieżce są nierówno ułożone i nie ma barierek. Trzeba też wyremontować balkon w dyżurce TOPR, rozwiesić w mieście plakaty przed nadchodzącym dniem otwartym i odebrać mnóstwo głuchych telefonów. Wakacje dla ratowników TOPR zawsze oznaczają większą ilość obowiązków, jak i konieczność zaopatrzenia się w... anielską cierpliwość.

O ósmej rano na dyżurce Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego panuje ożywiony ruch. Ratownicy, którzy dyżurowali w nocy, schodzą ze stanowiska, przychodzi kolejna zmiana. Szefem czwartkowego dyżuru jest Mieczysław Ziach, ratownik, około 600 akcji ratunkowych na koncie. Przy telefonie czuwa 38--letni Marcin Witek, ksywa "Ciawa". - To ze względu na cygańskie korzenie - tłumaczy.

W gotowości jest jeszcze czterech ratowników - dwóch zawodowych i dwóch kandydatów. Poza tym trzech ratowników dyżuruje w bazie śmigłowca i jeszcze po jednym w schroniskach. Do siedziby ratowników przy ulicy Piłsudskiego w Zakopanem zaglądają też ratownicy, którzy nie mają akurat dyżuru, ale muszą coś załatwić. Mężczyźni wpadają jak po ogień i za chwilę ich nie ma. Kobiet ratowników nie ma, choć nikt im oficjalnie nie zabrania ratowniczej służby.

- Kiedyś była jedna pani, ale to ciężka robota jest. Zrezygnowała - opowiada Piotr Bednarz, który dyżuruje jako kierowca. - Człowiek się tu musi dużo nadźwigać - śmieje się.

Życie skupia się w pomieszczeniu na parterze na lewo od korytarza. Są tutaj dwa biura i stanowisko dyżurnego, gdzie w razie wypadku w górach rozdzwaniają się telefony. Na ścianach wiszą mapy, rozkłady dyżurów, informacje naczelnika, podziękowania uratowanych. Pechowa turystka z Olsztyna, którą toprowcy 3 września 2006 roku ratowali śmigłowcem na szlaku Giewont - Dolina Strążyska, nie szczędzi pochwał w swoich oprawionych w ramkę podziękowaniach.

Nieco bardziej stonowany w słowach jest Józef Owczarek z Bydgoszczy, miłośnik Tatr, który na ręce naczelnika Jana Krzysztofa kieruje "najserdeczniejsze podziękowanie za akcję ratunkową jesienią 2009 roku po upadku na szlaku Przełęcz Świnicka - Murowaniec". Miłośnik Tatr wyliczył nazwiska wszystkich ratowników, którzy mu pomogli i nie mógł nie zaznaczyć, że "ludzie ci dali pokaz perfekcyjnego wykonywania swoich czynności, czym wzbudzili podziw i wysokie uznanie moich współuczestniczek wędrówek".

Około godz. 9 rano w bazie robi się spokojnie. Rano i przed południem nie ma żadnych zgłoszeń o wypadkach. Zresztą nawet ze statystyk wynika, że do godz. 11 nic się nie dzieje, więc Marcin idzie pobiegać razem z jednym z ratowników kandydatów. Dyżurny kierowca, Piotr Bednarz, jedzie coś załatwić do miasta, Bartek Gąsienica Józkowy, który od tego roku jest zawodowym ratownikiem, remontuje taras.

- My nie tylko ratujemy ludzi, ale dbamy też o ten budynek przy ulicy Piłsudskiego - mówi Bartek i zabiera się za malowanie poręczy.

Przy telefonie zasiada więc kierownik, Mieczysław Ziach. Jest cicho i spokojnie, tylko turyści dzwonią z pytaniami, jakie warunki panują w górach albo jak można się poruszać na szlaku Zawrat - Kozi Wierch.

- Tam obowiązuje ruch jednostronny - cierpliwie tłumaczy Mieczysław Ziach. Cierpliwości nie brakuje mu też, gdy trzeba odbierać głuche telefony. Na pytanie, czy go to nie denerwuje, wzrusza ramionami i pyta: a co mam zrobić... Kiedyś w ciągu dyżuru ratownicy naliczyli 58 głuchych telefonów.

- Dziś może będzie spokojnie, bo pogoda niepewna. Najwięcej zgłoszeń mamy, kiedy jest ładnie - mówi Ziach. - Dużo pracy było na początku tygodnia.

I tak, w poniedziałek 2 sierpnia o 14 przyszło zgłoszenie o zasłabnięciu na Zawracie, o 14.30 na Małołączniaku zasłabł 10-letni chłopiec, zaś o 14.50 helikopter ruszył do Buczynowej Doliny, gdzie turysta doznał urazu nóg. O 15.21 ratownicy odebrali informację o wypadku na Hali Gąsienicowej. Tam również turysta doznał urazu kończyn. Kolejna akcja ratunkowa trwała w nocy od godziny 21 do 1.30.

- Ludzie w rejonie Orlej Perci byli zmęczeni, nie mieli światła i nie mogli sami zejść do schroniska - opowiada Ziach. - Ratownik ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów sprowadził ich w dół. Teraz jest taki model chodzenia po górach. Turyści wstają późno, późno wychodzą w góry, na szlaku zastaje ich mrok i nie mają ze sobą latarki. Albo przeliczą się z siłami i nie zdążą dojść do schroniska.

We wtorek pierwsze zgłoszenie przyszło o 11 - kontuzja ręki na Kondratowej. Około 13 kolejny telefon, dwójka turystów - ojciec z synem - schodzili z Białczańskiej Przełęczy Wyżnej do Morskiego Oka. Byli w miejscu, gdzie nie prowadzi szlak, szli ścieżką wydeptaną przez taterników. Nie mogli się stamtąd wydostać. Dwóch ratowników wyciągnęło ich stamtąd przy pomocy lin.

O 14.27 okazało się, że z zachodniej ściany Kościelca spadł taternik. Zleciał 20 metrów, wyrywając punkty asekuracyjne, które założył. Na jednym z tych punktów na szczęście zawisł. Miał otwarte złamanie w jednej nodze, zwichnięcie w stawie skokowym drugiej, ranę kolana i łokcia. Dwaj kolejni turyści doznali kontuzji stawu skokowego.

W środę zgłoszenie było tylko jedno. - Ale to raczej nie do nas - opowiada Ziach. Dzwonili turyści, że w jednej z dolinek pod szałasem leży pijany mężczyzna. Ratownicy nie wyruszyli mu na ratunek. - Zaczął padać deszcz, więc chyba sam wytrzeźwiał i się podniósł - dodaje.

Trudno stwierdzić, czy podczas tegorocznych wakacji w górach zdarza się więcej wypadków. - Małe góry, dużo ludzi, więc wypadki się zdarzają - stwierdza Ziach. - Statystyki będziemy robić po sezonie, wtedy będzie można porównać, czy to dużo.

Zanim wróci dyżurny telefonista, na stanowisku czuwa na zmianę kilka osób. Przychodzi kandydat na ratownika 28-latek, Michał Ślusarczyk. Staż kandydacki trwa ponad dwa lata, trzeba na nim m.in. odpracować 240 godzin społecznie na rzecz tatrzańskiego pogotowia. Michał przychodzi więc na dyżury kiedy ma czas, zgłasza tylko wcześniej kierownikowi, że się zjawi. 28-latek z długimi do pasa dredami w TOPR jest znany jako "Mop".

- Różnie to bywa - śmieje się. - Czasem "Mop", czasem "Kołtun". Ale jak ktoś mi mówi, że mam fajne dredy, to odpowiadam, że ma superłysinę.

W czwartek pierwsze zgłoszenie o wypadku dociera na dyżurkę o godzinie 12.21. Nastolatek z Węgier, który na wycieczkę wybrał się z mamą, pod Polaną Szymoszkową rozwalił sobie kolano.

Na dyżurkę zadzwonił przechodzący tamtędy turysta, żeby łatwiej się było dogadać. Ratownicy ruszają na akcję. Na miejscu okazuje się jednak, że nic poważnego się nie stało. Noga nie jest skręcona ani złamana, chłopak jedynie najadł się strachu.

Po powrocie z akcji na Szymoszkowej do Zakopanego, ratownik, 56-letni Piotr Jasieński, ksywa "Szuwar" (bo mieszkam na Mazurach.

- Jestem najdalej na północ wysuniętym ratownikiem tatrzańskim - śmieje się, siada przed centralą i zapala fajkę. - Ja to bym wziął syna pod pachę i sprowadził w dół - mówi. - Nic takiego się przecież nie stało.

Tego samego dnia Marcin Witek odbiera telefon od turysty, który idzie z Morskiego Oka do Czarnego Stawu pod Rysami. Panu kręci się w głowie, mówi, że nie da rady iść. Siedzi na szlaku, na którym mijają go tłumy ludzi. Dzwoni też turystka, która schodzi z przełęczy pod Kopą Kondracką. Boli ją noga.
Po mężczyznę wyszedł ratownik dyżurujący w schronisku nad Morskim Okiem.

Popołudnie mija w TOPR-ówce spokojnie. Tylko ratownik, który do Morskiego Oka sprowadza mężczyznę, któremu się kręci w głowie, wysłuchuje uwag, że kamienie na szlaku ułożone są nierówno i nie ma barierek. Marcin Witek wpisuje w księdze TOPR godzinę zgłoszenia i szczegóły akcji. Musi zaznaczyć, czemu pan wezwał ratowników. - My to nazywamy psychomotoryczna blokada nóg - mówi Witek.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto