Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W cztery oczy o złomie

Redakcja
Z Panem Andrzejem o wyższości miedzi nad makulaturą rozmawia Piotr Rąpalski.

Opłaca się?
Jak się nie robi nic, to nie ma nic. Ale marnie jest. Nie ma, k...wa, metalu. Widziałem wczoraj taki film, że w USA to się opłaca zawołać złomiarzy przy rozbiórce domu. Wszyscy są zadowoleni.

W miesiąc ile można zarobić?
Tak dziennie, na oko, to jakieś 50 zł. Średnio, bo bywa, że nawet i 20 zł się nie uzbiera. Tak czy siak, trzeba się nachodzić.

Na co Pan wydaje?
Te parę groszy? Na chleb, piwo i papierosy.

Kiedy trzeba zacząć łowy?
Jedni to od szóstej rano chodzą. Ja z kolegą tak od ósmej. Są i tacy, co całą nocy chodzą.

Trzeba znać miejsca?
Trzeba mieć wejścia, znajomości.

Bez tego ani rusz?
Jest coraz gorzej, bo nawet ci, którzy mają śmiecia, to sami chcą go oddać. A do tego wiadomo, jak człowiek wygląda. Gębę mam niewyjściową [śmiech], mówią "idźże ty taki, owaki" albo dozorcy gonią. Ubliżają. Przyjdzie brudas, to wio go, kurna. A do bogatych nie wejdziesz, bo wszystko pozamykane jak w zamku. A czasem i strażnicy pilnują.

A konkurencja?
Nie śpi [śmiech]. Panie, taka konkurencja jest, że hej! To nie tak, że zbierają tylko bezdomni czy bezrobotni. Ale też dziadki z rodzinami, z rentą czy emeryturą. Brakuje im. Kryzys. Nie ma ulicy, żeby nie znaleźć trzech złomiarzy.

Co najbardziej się opłaca zbierać?
Kolorowe metale. Mosiądz, aluminium, miedź.

A makulaturę?
Daj pan spokój... Tak marnie płacą. Za kilo miedzi dostaje się 16 złotych. To jeszcze nie-źle, ale za kilo gazet - jakieś 15 groszy, a trzeba się nazbierać tego do sk...a. Bywa, że machnę ręką i idę dalej.

No to Kraków mało sprzyja recyclingowi?
Recycling to jest to spalanie?

Odzyskiwanie.
Ja uważam, że za dużo się marnuje materiałów. Ludzie wyrzucają, bo im się coś znudzi, a nie zepsuje.

A co w tym wielkim worku macie?
Dziś zebraliśmy tak na oko 100 kilogramów kabli. Z tego może będzie połowa miedzi, jak się gumową osłonkę opali. Jedziemy zaraz za Dąbie zrobić ognisko. Miedź się wytapia i zostaje w ogniu. Jak zgaśnie, to zbieramy.

Ma Pan dom?
Tak. Na Grzegórzkach mieszkam. Tylko roboty nie ma. Co zrobić...

A wcześniej co Pan robił?
Z zawodu jestem budowlańcem. Jak szukam roboty, to zaraz mnie pytają, ile mam lat - i po wszystkim. Bo swoje lata już mam, a dla starych pracy nie ma.

Do końca tak Pan będzie zbierał?
Do emerytury [śmiech]. Z tego jej nie będzie, bo składek złomiarz do ZUS-u nie płaci. Może i lepiej, skoro mówią, że w przyszłości i tak zabraknie na emerytury i renty.

Co wczoraj zebraliście?
Wczoraj się opiłem [śmiech].
Złomiarze biorą wózek i zaczynają się zbierać. Pan Andrzej pociąga potężny łyk piwa z puszki. Do dna.

Pan puszkę zostawia?
Jedna puszka? Daj Pan spokój. To chyba trzy grosze.

No, ale "ziarnko do ziarnka, a uzbiera się miarka"...
54 puszki to jest chyba kilo. Ale się trzeba nastawić na cały dzień zbierania na aluminium. Dziś mamy kable.

W takie zimne dni bez piwka czy wódeczki się nie da za złomem latać?
Da radę, ale człowiek po prostu lubi. Raźniej się pracuje.

Obrażacie się na słowo "złomiarz"?
A czemu? Przecież nimi jesteśmy. Praca niewdzięczna, ale ważne, że jakaś jest.

W których dzielnicach najlepiej szukać?
Wszędzie się coś znajdzie, tylko trzeba mieć szczęście. Po kamienicach, jak wpuszczą, starych zakładach, po szpitalach, szkołach, śmietniskach.

A przy budowach?
Czasem, ale wycwanili się. Przedtem stawiali budynek, to czego nie zużyli, wdeptywali w błoto - i do widzenia. Teraz sami oddają. Nie dadzą nawet kawałka pręta.

Dziennie ile kilometrów Pan robi?
A tak średnio z piętnaście.

A w niedzielę?
Trzeba odpocząć, jak się tydzień robi.

Wstyd towarzyszy?
Wstyd mnie opuścił. Od pięciu lat łażę z wózkiem. Kiedyś myślałem, że za skarby świata nie wyjdę z nim na ulicę, bo ludzie patrzą.

Trafił się kiedyś telewizor?
Pewnie. Wiele razy. Stare modele, ale dobre marki. Nawet na chodzie. Były lodówki, pralki, piecyki, meble. Coraz gorzej jest. Miasto też robi akcje i zabiera nam towar sprzed nosa.

Ile Pan zarobił najwięcej w jeden dzień?
Raz dali nam w jednym zakładzie, co się liwkidował, metalowe szafki, biurka i stoliki. Po 600 zł na łeba wypadło. Ale takie frykasy się trafiają raz na 20 lat [śmiech].

Największe marzenie?
Święty spokój. Móc posiedzieć w domu i nie myśleć o tym, że trzeba lecieć na zbieranie. Mieć zawsze na to, żeby sobie zjeść kromkę z masłem, a po południu coś ciepłego. Na koniec zapalić [śmiech].

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto