Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wierzchosławice. Przepłynął samotnie kajakiem od źródeł Bugu

Robert Gąsiorek
Archiwum Łukasza Słomskiego
Mieszkaniec Wierzchosławic swym kajakiem spłynął Bugiem od źródeł na Ukrainie do Polski. Dystans aż 772 kilometrów pokonał w 22 dni. Na półmetku przeżył kryzys, ale się nie poddał

Łukasz Słomski prawdopodobnie jako pierwszy podróżnik przemierzył samotnie kajakiem Bug od jego źródeł na Ukrainie, aż do Zalewu Zegrzyńskiego. Zwłaszcza początek był trudny, bo w górnym biegu Bug przypomina wręcz egzotyczną rzekę. Całą wyprawę rejestrował kamerą. Jego relacje można śledzić na kanale Youtube.

- Każdy może przekonać się z czym musiałem się zmagać podczas podróży. Łatwo naprawdę nie było - zaznacza mieszkaniec Wierzchosławic.

Jak w Amazonii

Zanim rozpoczął swoją wyprawę, przygotowywał się do niej przez kilka tygodni.

- Szukałem przede wszystkim informacji o przebiegu rzeki. Odwiedzałem fora dyskusyjne, sprawdzałem jak wyglądają poszczególne odcinki rzeki i gdzie ewentualnie można się zatrzymać, by rozbić obóz - wyjaśnia.

Bug ma swoje źródła na Ukrainie, ale informacji o tym, jak rzeka wygląda po stronie naszego wschodniego sąsiada są praktycznie niedostępne.

Łukasz Słomski, mając jedynie kajak, namiot, śpiwór, ubranie oraz prowiant w postaci konserw, zupek i zapasy wody rozpoczął swoją wyprawę w ukraińskim Werchobużu.

Już pierwsze dni były prawdziwą lekcją przetrwania dla mieszkańca Wierzchosławic.

- Rzeka po stronie ukraińskiej jest bardzo zarośnięta. Co chwilę napotyka się na ścianę zieleni, przez którą trzeba się przebijać, albo przeciągać kajak po stromych zarośniętych zboczach. Nie jest to proste, kiedy kajak waży 50 kg, więc kosztowało mnie to bardzo dużo wysiłku - zaznacza.

Przyznaje, że momentami czuł się tak, jakby płynął nie europejską rzeką, ale przez amazońską dżunglę. W dodatku w pierwszych dniach widywał tylko pojedyncznych ludzi.

- Na samym początku spotkałem robotników pracujących przy drodze, którzy kąpali się w Bugu. Pytali co tu robię. Kiedy odpowiedziałem, że chcę przepłynąć całą rzekę, to mnie po prostu wyśmiali - wspomina.

Podróżnika nie rozpieszczała pogoda. Padający regularnie deszcz komplikował przepłynięcie trudnych odcinków rzeki. - Wstawałem wczesnym rankiem między godziną piątą, a siódmą. Blisko dwie godziny zajmowało mi składanie całego obozu. Musiałem sobie zawsze rano rozpalić ognisko i zagotować wodę na herbatę czy zupki, żeby wystarczyło mi na cały dzień - wyjaśnia.

Bez sił

Do brzegów przybijał dopiero wieczorami. Na początku pokonywał dziennie najwyżej kilkanaście kilometrów. Wszystko przez liczne zatory i przeszkody na rzece. Gdy dotarł w pobliże granicy, dziennie udawało mu się zrobić już nawet 50 czy 60 kilometrów.

Dziesiątego dnia mężczyznę dopadł jednak poważny kryzys. Całkiem opadł z sił, był też wyczerpany psychicznie. - Nie byłem w stanie dalej płynąć. Z odległości kilku kilometrów zobaczyłem wieżę kościoła. Pieszo poszedłem w tym kierunku - mówi.

Pod dach plebani podróżnika przygarnął na jedną noc ks. Henryk Suchodolski, proboszcz parafii w przygranicznych Świerżach. - Zjadłem coś i przenocowałem. Gdy rano się obudziłem, wiedziałem, że dam radę wyruszyć dalej - przyznaje.

Co chwilę kontrola

Płynąc wzdłuż granicy polsko-ukraińskiej, regularnie kontrolowany był przez polskie służby graniczne.

- Nawet trzy, cztery razy dziennie. Były to jednak miłe spotkania. Pogranicznicy wiedzieli o mojej wyprawie, bo musiałem zgłosić wcześniej moje zamiary służbom. Myślę, że kontrolowali mnie też trochę z ciekawości. Pytali, jak wygląda Bug po stronie ukraińskiej i zawsze uraczyli miłym słowem - zaznacza.

Po 22 dniach spędzonych w kajaku dopłynął do ujścia Bugu do Narwi. Postanowił na koniec powiosłować jeszcze dodatkowych 35 kilometrów, by dopłynąć do samej Wisły.

- U celu podróży poczułem ogromną satysfakcję. Kiedy obejrzałem później nagrania z wprawy, docierało do mnie wszystko co zrobiłem i jak było to trudne - przyznaje. Na razie nie myśli o nowej eskapadzie, chce odpocząć. - Może za kilka miesięcy zaświta mi głowie pomysł na kolejną wyprawę - uśmiecha się. Na razie skupia się na pracy koordynatora sportu w gminie Wierzchosławice i prowadzeniu lekcji nauki pływania.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto