Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wisła Kraków. Michał Mak: To jest wstyd, żeby tak zasłużony, tak markowy klub był w takim miejscu

Bartosz Karcz
Bartosz Karcz
Anna Kaczmarz
Michał Mak jest mocno związany z Wisłą Kraków. Przez lata powtarzał, że jego marzeniem jest gra w zespole „Białej Gwiazdy”, w której do lata występował jedynie w drużynach młodzieżowych. Mak marzenie spełnił, gra w Wiśle, ale trafił na najgorszy pod względem sportowym sezon od wielu, wielu lat.

W piątek krakowianie przegrali kolejny mecz, tym razem z Górnikiem Zabrze 2:4. To była już dziesiąta ligowa porażka z rzędu, a licząc z Pucharem Polski nawet jedenasta. Drużyna z ul. Reymonta ślubuje niechlubny klubowy rekord i coraz mocniej grzęźnie na dnie ligowej tabeli. Po spotkaniu z Górnikiem wiślacy mogli być jednak szczególnie źli. Przez bardzo długie fragmenty tego spotkania byli zespołem zdecydowanie lepszym. O ich porażce przesądziło tak naprawdę ostatnie piętnaście minut, w których zagrali bardzo słabo, a Górnik z każdą minutą nabierał wiatru w żagle.
- To, co stało się w ostatnim kwadransie meczu w Zabrzu jest niewytłumaczalne - kręci głową Michał Mak. - Nie może być tak, że w naszej sytuacji prowadzimy na wyjeździe dwa razy i tracimy trzy bramki w piętnaście minut. To był taki mecz, w którym już naprawdę mogliśmy myśleć o przełamaniu, o przerwaniu tej fatalnej passy. Mieliśmy wszystko przez większość czasu pod kontrolą, a później nagle dostajemy bramkę na 2:2, następnie karnego… Czwarty gol był już konsekwencją wszystkiego, co się wydarzało chwilę wcześniej. Tak nie może być, tak łatwo nie możemy tracić bramek!

Trudno się dziwić frustracji Maka, jeśli weźmiemy pod uwagę, jak mecz w Zabrzu wyglądał do momentu straty drugiej bramki przez Wisłę. Choć ostatecznie przegrała ona to spotkanie, to przez większość czasu był to jej najlepszy mecz od wielu tygodni. Zabrzanie wydawali się być bezradni, rosła też frustracja miejscowych kibiców na trybunach, którzy nie szczędzili górnikom mocnych słów.
- W przerwie myśleliśmy, że jest naprawdę dobrze - opisuje atmosferę w szatni po pierwszej połowie Michał Mak. - Strzeliliśmy bramkę na 1:0, prowadziliśmy i mądrze wybijaliśmy Górnika z rytmu. W pierwszych 45 minutach zabrzanie praktycznie nie zagrozili naszej bramce. Graliśmy bardzo mądrze taktycznie. Byliśmy ustawieni blisko siebie, dobrze przesuwaliśmy się na boisku. Zresztą drugą połowę też zaczęliśmy dobrze. Znów mieliśmy inicjatywę i nawet gol na 1:1 tego nie zmienił, bo przecież błyskawicznie odpowiedzieliśmy. Przyznam szczerze, że po bramce Chuki na 2:1 byłem pewien, że my ten mecz po prostu musimy wygrać i nagle… Nie wiem, co się stało. Ciężko to logicznie wytłumaczyć. To jest niedopuszczalne, żebyśmy w momencie gdy walczymy już nawet nie tyle o punkty, co o życie tego klubu, tracili trzy bramki w piętnaście minut.

Spory wpływ na zmianę gry Wisły na gorsze, miały zmiany. Z boiska ściągnięci zostali najpierw Paweł Brożek, a następnie Jakub Błaszczykowski. Trener Artur Skowronek tłumaczył to stanem zdrowia obu najlepszych w tym meczu graczy Wisły. Szkoleniowiec nie chciał ryzykować pogłębienia urazów obu w kontekście kolejnych spotkań. Ryzyka zatem nie podjął, a Wisła praktycznie stanęła...
- Na pewno Kuba i Paweł to są nasze najmocniejsze ogniwa w przodzie. Takie są fakty - nie ma wątpliwości Mak. - Paweł grał bardzo dobry mecz, strzelił bramkę, zaliczył asystę. Nie chcę jednak komentować decyzji o zmianach Pawła i Kuby. Takie były decyzje trenera i trzeba to po prostu uszanować. W drużynie są też inni zawodnicy, którzy czekają na swoją szansę.

Kolejna porażka Wisły spowodowała nerwową reakcję jej kibiców. Tych do Zabrza pofatygowało się ponad 500. Przez cały mecz wspierali wiślaków, ale po końcowym gwizdku nie zabrakło z ich strony mocnych słów, skierowanych do piłkarzy. Mak podchodzi ze zrozumieniem do takiej reakcji fanów: - Nie dziwię się kibicom, że zaczynają nerwowo reagować, że padają z ich strony mocne słowa. Mają prawo być źli, bo nie przynosimy chluby temu klubowi.

Wisła ma już sześć punktów straty do bezpiecznego miejsca w tabeli. W tym roku przed nią jeszcze mecz u siebie z jedną z rewelacji obecnego sezonu, czyli Pogonią Szczecin oraz z wyjazdowa potyczka z będącym w tylko nieznacznie lepszym położeniu od wiślaków ŁKS-em Łódź. Mimo fatalnej passy, jaką notuje „Biała Gwiazda”, Michał Mak zapewnia, że nikt w drużynie nie złoży broni. - Oczywiście wszyscy zdajemy sobie sprawę, w jak fatalnej sytuacji jesteśmy, ale mogę obiecać, że dopóki piłka jest w grze, nie poddamy się - podkreśla pomocnik Wisły. - Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby już w piątek w meczu z Pogonią przerwać tę fatalną passę. To jest wstyd, żeby tak zasłużony, tak markowy klub był w takim miejscu. Ja wciąż mam wewnętrzne przekonanie, że z tego kryzysu wyjdziemy. Dopóki będzie cień szansy, będziemy walczyć.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Wisła Kraków. Michał Mak: To jest wstyd, żeby tak zasłużony, tak markowy klub był w takim miejscu - Gazeta Krakowska

Wróć na krakow.naszemiasto.pl Nasze Miasto