Paulina Sosnowicz i Marika Witek, obie pochodzące z Wrocławia, są określane jako najlepsze zawodniczki Centrum Łucznictwa Tradycyjnego - jednego z kilku takich klubów w Polsce, znajdującego się w stolicy Dolnego Śląska przy ulicy Ostrzeszowskiej 7. Dopiero co wróciły z międzynarodowych zawodów łuczniczych w Huzhu w środkowych Chinach, w pobliżu Tybetu. Zostały one rozegrane 19 i 20 sierpnia. To była już czwarta edycja tej imprezy.
Zawodniczki strzelały z drewnianych łuków - bez żadnych przyrządów celowniczych ani stabilizatorów. Tak jak to robili wojownicy setki i tysiące lat temu, z użyciem sporej siły i maksymalną koncentracją. Sportsmenki reprezentowały Polskie Stowarzyszenie Łucznictwa Tradycyjnego. Natomiast ich koleżanki i koledzy z CŁT w tym samym czasie brali udział w Mistrzostwach Polski w tej dziedzinie sportu.
Paulina Sosnowicz w Huzhu wygrała indywidualnie, a razem z Mariką Witek w grupie (były w niej też Węgierka i Greczynka) również zajęły pierwsze miejsce. W zawodach w kategorii kobiet wzięło udział 35 Chinek i kilka kobiet z pozostałych krajów.
Paulina, na co dzień radca prawny, intensywnie trenuje łucznictwo tradycyjne od ponad dwóch lat i od samego początku wierzyła w swoje siły.
- Strzelałyśmy do tarcz na odległość 30 metrów. Po każdej następnej rundzie, na którą przypadało kilka strzałów, odpadały kolejne uczestniczki. W końcu udało mi się pokonać wszystkie konkurentki - relacjonuje ze śmiechem wrocławianka. - Chińczycy byli bardzo ciekawscy i niesamowicie pozytywnie do nas nastawieni, chociaż prawie nie mówili w żadnym języku obcym. Fascynowali się naszymi strzałami, chwalili ich jakość. Dlatego, tradycyjnie, po zakończeniu zawodów wymieniliśmy się strzałami - zaznacza.
Zobacz pełną galerię zdjęć
Dwie najlepsze zawodniczki Centrum Łucznictwa Tradycyjnego nie mogły wziąć udziału w Mistrzostwach Polski (warto wspomnieć, że Piotr Gonet, szef Centrum Łucznictwa Tradycyjnego, zajął w nich trzecie miejsce). Ale teraz z pewnością tego nie żałują.
- Wycieczka do Chin to była podróż mojego życia. Zwłaszcza, że wylądowałam na lotnisku w Pekinie, a na teren zawodów musiałam lecieć 1000 kilometrów. Na pewno będę chciała jeszcze spróbować swoich sił w przyszłych tuniejach - mówi Paulina.
Tekst:Arkadiusz Gołka
Kliknij w pierwsze zdjęcie, żeby rozpocząć przeglądanie galerii:
Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?