Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zalew kiepskich komedii, ciekawe dramaty i kilka oryginalnych wizji. Polskie kino w 2022 roku

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Oryginalny film "The Silent Twins" otwiera Agnieszce Smoczyńskiej drzwi do kariery za granicą
Oryginalny film "The Silent Twins" otwiera Agnieszce Smoczyńskiej drzwi do kariery za granicą Gutek Film
Serwis internetowy Wirtualne Media poinformował, że polskie kina odwiedziło w minionym roku ponad 40 milionów widzów. Ze względu na pandemiczne obostrzenia, które obowiązywały do maja, jest to o jedną trzecią mniej niż przed 2020 rokiem. Pomimo tego kiniarze twierdzą, że to całkiem dobry wynik i rynek powoli powraca do normy. Jakie polskie filmy wyświetlane w minionym roku na dużym ekranie zapamiętamy najbardziej?

Powitanie Nowego Roku na świecie

od 16 lat

Wśród polskich produkcji dominowały w zeszłym roku komedie. Nic dziwnego – dystrybutorzy od dawna są przekonani, że rodzima widownia właśnie takie produkcje lubi najbardziej. W efekcie mieliśmy ich prawdziwe zatrzęsienie w minionym sezonie.

Największym powodzeniem cieszyła się piąta część „Listów do M.”, którą obejrzało ponad milion widzów. Ta świąteczna opowieść trafiła na ekrany od razu po Wszystkich Świętych i z powodzeniem wpisała się w marketingową machinę napędzającą handel przed Bożym Narodzeniem. Film tak naprawdę nie był zbyt udany – okazało się jednak, że publiczności nie przeszkadzają mało fortunne pomysły scenariuszowe i drętwa gra aktorów.

Nie inaczej rzecz się ma niestety z innymi polskimi komediami, które oglądaliśmy minionego roku. Co skłoniło Joannę Kulig do występu w „Każdy wie lepiej”? Nie wiadomo. Mało tego: w obsadzie pojawiała się nawet Grażyna Szapołowska i Andrzej Seweryn. Tymczasem film był mało odkrywczą opowieścią skleconą ze schematycznych wątków.

Niewiele dobrego da się napisać też o takich filmach, jak „Gorzko, gorzko”, „Miłość na pierwszą stronę” czy „Szczęścia chodzą parami”. Polscy producenci ubzdurali sobie, że najlepszym przepisem na frekwencyjny sukces są pocztówkowe zdjęcia z Warszawy, serialowi aktorzy i oklepane pomysły scenariuszowe. Finansowe niepowodzenie wspomnianych filmów pokazuje, że ta wyświechtana formuła przejadła się już chyba polskim widzom.

Spośród tych wszystkich komediowych produkcji w sumie wybroniła się tylko „Zołza” – za sprawą nieprzerysowanej kreacji Małgorzaty Kożuchowskiej. Gwiazda zagrała trochę samą siebie i pokazała tym samym, że ma dystans do swego medialnego wizerunku. To jednak nie okazało się wystarczającym magnesem, aby przyciągnąć widzów do kin.

Kożuchowska musiała w tym roku przełknąć jeszcze inną porażkę – bo dostała od krytyków cięgi za występ w „Gierku”. Kuriozalna produkcja Michała Węgrzyna zapowiadała się na sensację sezonu, tymczasem wywoływała podczas projekcji niezaplanowane salwy śmiechu. Już dawno polscy krytycy nie byli tak zgodni w ocenie jakiegoś filmu. Wszyscy uznali go za gniot – i słusznie.

Bolesne upadek o dno zaliczył w minionym roku również Patryk Vega. Jeszcze do niedawna wydawało się, że niezależny reżyser doskonale wyczuwa nastroje polskiej widowni, dzięki czemu jego filmy w rodzaju „Pitbulla” czy „Botoksu” stawały się hitami. Zaprezentowane przezeń w zeszłym roku „Miłość, seks i pandemia” oraz „Niewidzialna wojna” zostały zjechane w mediach i nikt ich nie chciał oglądać. Ten drugi przeszedł za to do historii polskiego kina jako pierwsza produkcja danego reżysera opowiadająca o nim samym. Zresztą czegoś tak kuriozalnego chyba i za granicą nie oglądano.

W rolę Vegi w „Niewidzialnej wojnie” wcielił się Rafał Zawierucha. To był zaledwie tylko jeden z występów tego aktora w ubiegłorocznych filmach. Popandemiczne spiętrzenie premier sprawiło, że Zawierucha wyskakiwał co chwilę z ekranu. Występ u Vegi był jego pierwszą główną rolą, ale chyba i aktor i widzowie trochę inaczej sobie to wyobrażali.

Czy lepszy poziom prezentowały w minionym roku polskie dramaty? Na pewno. Okazało się, że rodzimi reżyserzy potrafią z wyczuciem opowiedzieć o trudnym losie niepełnosprawnych – tak było w filmach „Sonata” i „Śubuk”. Tego rodzaju historie są zawsze okazją do stworzenia przejmujących kreacji aktorskich. Tak też się stało w przypadku tego pierwszego i Małgorzaty Foremniak. Z kolei Katarzyna Figura po wielu latach grania epizodów przypomniała, że jest świetną aktorką pierwszoplanową za sprawą śmieszno-strasznych „Chrzcin”. Dorota Pomykała jest od lat głównie aktorką Starego Teatru w Krakowie - a w minionym sezonie dostała na amerykańskim festiwalu Tribeca nagrodę za poruszającą rolę w "Kobiecie na dachu".

Nie zawiodła Jowita Budnik, choć jej występ w „Po miłość” potwierdził, że nie wiedzieć czumu polscy reżyserzy uwielbiają ją maltretować psychicznie i fizycznie w swoich produkcjach. Agnieszka Grochowska potwierdziła w „Fucking Bornholm”, że jest w stanie „skraść” cały film nawet wtedy, kiedy ma na ekranie za partnera Macieja Stuhra czy Grzegorza Damięckiego. Z kolei opowieść o księdzu Kaczkowskim zatytułowana „Johnny” stała się okazją do fascynującego pojedynku aktorskiego między Dawidem Ogrodnikiem a Piotrem Trojanem.

Są też w Polsce reżyserzy, którzy starają się zamieniać swe filmy w niekonwencjonalne wizje. To przede wszystkim Agnieszka Smoczyńska, której pierwszy zachodni film „The Silent Twins” zaskoczył nie tylko tematyką, ale również oryginalnym ujęciem. Już wcześniejsze jej produkcje – „Córki dancingu” i „Fuga” – zapowiadały, że mamy do czynienia z dużym talentem, ale to właśnie ta najnowsza okazała się dziełem w pełni dojrzałym. Być może „The Silent Twins” otworzy przed Smoczyńską drogę do kariery za granicą?

Spróbowała jej już Małgorzata Szumowska, jednak zrealizowany przez nią za oceanem „Infinite Storm” niestety niczym nie zachwycił. Jasne – u kogo innego z polskich reżyserów zagrała Naomi Watts? Sama produkcja nie wykroczyła jednak poza filmową poprawność.

Międzynarodowym uznaniem cieszy się od dawna Jerzy Skolimowski – a potwierdzeniem tego umieszczenie jego „IO” na tegorocznej „shortliście” oscarowej. Tymczasem w Polsce nowy film weterana zgromadził zaledwie garstkę widzów. Niby nic w tym dziwnego: losy biednego osiołka we współczesnym świecie to mało widowiskowa produkcja. Okazało się jednak, że na tyle jednak oryginalna, że doceniono ją bardziej za granicą niż w nad Wisłą.

I wreszcie Xawery Żuławski. Syn nieżyjącego już Andrzeja Żuławskiego od początku kręci niczym swój ojciec filmy prowokujące i nieoczywiste. Tak jest też z jego „Apokawiksą”. Niby to horror o zombie, ale tak naprawdę niejednoznaczna opowieść o współczesnej młodzieży z ekologicznym przesłaniem. Do tego pokazana w ekscentryczny sposób. To oczywiście obraz obarczony wieloma wadami, ale zapadający w pamięć. A o niewielu polskich filmach minionego sezonu można tak napisać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Zalew kiepskich komedii, ciekawe dramaty i kilka oryginalnych wizji. Polskie kino w 2022 roku - Gazeta Krakowska

Wróć na malopolskie.naszemiasto.pl Nasze Miasto